Anna Czachorowska
Anna Czachorowska: Żyjemy w czasach mało sprzyjających
poezji. W Polsce poezja jest mniej modna. Popularne są powieści kryminalne czy biografie… Jak wygląda to w Pana kraju, w Kolumbii, i
jakie jest Pana zdanie na ten temat?
Winston Morales
Chavarro: Myślę, że sytuacja jest równie trudna na całym świecie.
Ponowoczesność nie jest szczęśliwą epoką dla poezji. W czasach, gdy żyjemy w
pośpiechu, gdy dominuje hiperindywidualizm podniesiony do kwadratu, ludzie wolą
ulec syreniemu śpiewowi kapitalizmu, nowych technologii i rynku. Przeglądać się
w zwierciadle poprzez literaturę to zajęcie niezbyt atrakcyjne dla człowieka
nowoczesnego, przede wszystkim dlatego, że człowiek nowoczesny nie chce
zgłębiać samego siebie; panicznie boi się spojrzeć sobie w oczy i przyznać się
do swych lęków czy wewnętrznych głosów. Te echa zostały uciszone poprzez
odczłowieczenie naszej planety oraz społeczeństwa, ale sądzę, że czas znów
zwrócić spojrzenie w inną stronę i odnaleźć nasze prawdziwe oblicze w głębokich
wodach niewinności.
Czym jest dla Pana uprawianie literatury? Czy w
Pańskiej literaturze jest jakiś centralny motyw? Czy wszystko, co Pan pisze,
jest autobiograficzne? Czy pisanie jest silnie powiązane z tym, co Pan robi i
czego doświadcza?
Uprawiać
literaturę to rozumieć życie, a dokładniej mówiąc, moje własne. To moja jedyna
możliwość bycia i poruszania się w świecie. Bez pisarstwa byłbym jak wygnaniec.
Dzięki poezji zajmuję pewne miejsce w czasie i przestrzeni, ale nie są to takie
same czas i przestrzeń jak u innych. Ja przebywam w Schuaimie i to daje mi
świadomość przynależności do jakiegoś świata. Nie wiem, co byłoby z moim
życiem, gdyby nie poezja. Literatura nie tylko nadaje mu sens, ale także daje
kompetencje, by ów sens odszyfrować.
Jeśli chodzi o centralny motyw mojej
twórczości, należy tu uściślić, że nigdy nie było zamierzonego motywu. To
raczej ja jestem motywem Słodkiej Aniquirony. Sądzę nawet, że to ona stworzyła
mnie; że to nie ona jest oniryczną kobietą, o której śniłem, ale to moją postać
wyśniła ona, a wszystko to – ja i moja rzeczywistość – to oniryczny świat,
który stworzyła ona na podstawie swych własnych wizji.
Moja poezja, w przeciwieństwie do
mojej prozy, nie jest autobiograficzna. Płynie raczej spoza mnie, jakby była
głosami innych postaci, jakby to one przez nią przemawiały. Głos liryczny
prawie nigdy nie ma nic wspólnego ze mną, jest całkowicie autentyczny i
autonomiczny, nigdy nie odpowiada wymaganiom ludzkim czy konkretnym
rozważaniom. Moja twórczość wiąże się z moimi snami, ale też kilkoma innymi
stałymi tematami, jak magia, ezoteryka czy okultyzm.
Wiliam Faulkner powiedział, że jego książki są jego
dziećmi. Czy utożsamiłby się Pan z tym stwierdzeniem w odniesieniu do własnych
utworów?
Utożsamiałem się z
nim jeszcze zanim poznałem ten cytat Faulknera, choć sądzę także, że
jednocześnie jestem też dzieckiem mojego dzieła. Być może dużą część tego, czym
jestem jako podmiot i jako człowiek zawdzięczam perspektywie, jakiej przyjęcie
umożliwiła mi poezja, ponieważ poezja jest nie tylko zajęciem, ale także
sposobem poruszania się po świecie, akceptowania go i interpretowania niezliczonych
sygnałów, jakie wysyła.
Kiedy zdał Pan sobie sprawę ze swych predyspozycji pisarskich
i gdzie ukazały się Pana pierwsze publikacje?
Zdałem sobie z
nich sprawę jako dziecko. W szkole podstawowej poczułem szczególną więź ze słowem,
jego muzycznością, rytmem i akcentami. Nie było to podejście akademickie czy
intelektualne, ale więź duchowa, ludzka, nawiązująca do przodków.
Mój pierwszy tomik
wierszy powstał w 1990 r., kiedy spotkałem się ze Słodką Aniquironą, ale został
wydany dopiero w roku 1998. Na początku była postać, a następnie motyw
literacki. Aniquirona była wcześniejsza niż koncepcja książki; Schuaima i
Alexander de Brucco ujawnili się jako miejsce i jako historia na wiele lat
przed powstaniem wierszy. Po Słodkiej
Aniquironie niemal równolegle powstały De
regreso a Schuaima (Powrót do
Schuaimy) i Memorias de Alexander de
Brucco (Wspomnienia Alexandra de
Brucco). Powrót… został wydany w
2001 r., a Wspomnienia… w 2002.
Następnie moja pierwsza powieść i pozostałe tomiki wierszy.
Czy doświadczenia wpłynęły na Pana ogólne podejście do
tematyki Pana poezji?
Przede wszystkim
ukazanie się postaci Słodkiej Aniquirony. Natomiast tacy poeci jak William
Blake, Gerard de Nerval, Antonin Artaud czy William Butler Yeats wpłynęli na moje
zainteresowanie mistycyzmem, magią i teurgią. Fascynowała mnie relacja tych
poetów z metafizyką i tym, co ukryte.
Jacy inni poeci wpłynęli na Pana twórczość i na życie
w ogóle? Czy byli wśród nich poeci europejscy?
Wychowałem się na
twórczości przedromantycznych poetów niemieckich, romantyków niemieckich i
francuskich oraz symbolistów francuskich, poetów przeklętych. Ale dużo
wcześniej fascynował mnie Joseph Conrad. Następnie poznałem dzieła Wisławy
Szymborskiej, Oskara Miłosza, Seamusa Heaney. Muszę podkreślić, że zawsze
czytałem dużo prozy, szczególnie rosyjskiej, niemieckiej, włoskiej i
francuskiej.
Ojcem i matką wiersza jest natchnienie. Czy u Pana to
właśnie natchnienie jest impulsem do zapisania myśli? Jak powstaje Pańska
poezja? Ma Pan jakiś ogólny pomysł, zaczyna od wersu czy kilku, czy też od
jakiegoś obrazu?
Wierzę w białą
boginię i zupełnie nie zwracam uwagi na pisarzy niedoceniających wielu głosów, jakie
zbiegają się w twórczości. Nigdy nie piszę na siłę, czekam cierpliwie, aż ukaże
się jakiś głos, obraz czy echo i przemówią poprzez swą akustykę sponad czasu i
przestrzeni. Moja poezja przemawia przeze mnie, ale sądzę, że pochodzi z ech
pradawnych czasów. Tak jakby ktoś lub coś potrzebowało, by jego głos, uciszony czy
stłumiony przez zapomnienie czy niepamięć, mógł znów się wznieść.
W większości
przypadków źródłem obrazu jest moja wewnętrzna istota albo ja jako człowiek,
który obserwuje manifestujący się wokół niego świat.
Bardzo ważnym etapem nauki dla początkującego poety
jest umiejętność krytycznego czytania własnych utworów. Czego Pana zdaniem
młody poeta powinien nauczyć się przede wszystkim?
Czytać, czytać i
jeszcze raz czytać. Obserwować i słuchać. Młody poeta powinien wiedzieć, że wszystko
jest kwestią spojrzenia; że to sposób patrzenia decyduje o tym, że jest poetą oraz
o jego wyjątkowości. To spojrzenie i wyjątkowość odróżniają go od innych. Istnieje
wielu poetów, którzy doskonale znają gramatykę i prowadzą wirtuozerskie gry
językowe, ale są pozbawieni pewnej własnej wizji, właściwego im głosu, którym
wyróżnialiby się, jeśli chodzi o postawę filozoficzną czy poetycką. Poezja nie
jest drogą jednogłośności, mód czy tendencji. Poeta to ktoś w rodzaju
Prometeusza, który skradł ogień bogom i daje go ludziom. Poeta niesie ten ogień
w rękach i przekazuje go śmiertelnikom poprzez swe natchnienie i głos.
Jakie są Pańskie plany na przyszłe projekty
literackie? Nad czym Pan teraz pracuje?
Moim obowiązkiem i moją misją jest
zadbać o to, by Słodka Aniqurona przemawiała do ludzi i ukazywała swój świat.
Chciałbym, aby dzięki niej poznano Schuaimę, dowiedziano się o istnieniu magów
o imionach Yhoma i Oama, owoców zwanych ovellones,
Alexandra de Brucco i rzek Rogitamy i Calixto. Niech ten cały ten świat
zostanie przełożony nie tylko na polski czy francuski, ale też szwedzki,
rosyjski czy bengalski. Bardziej niż dla siebie chcę to zrobić dla Aniquirony;
ona powierzyła mi to zadanie tak jak Matka Boska z Guadelupe Juanowi Diego.
Czy jest Pan członkiem organizacji pisarskich?
Zawsze byłem
samotnikiem, poetą-wygnańcem w odniesieniu do kręgów poetyckich czy
literackich. Ja przynależę do Schuaimy, miejsca, w którym są dwa księżyce
(jeden przybywający, a drugi ubywający) i przynależność do tego świata to
warunek konieczny mojego pisarstwa. Nie liczy się dla mnie nic więcej.
Przestałem nawet opowiadać się za stronami politycznymi w moim kraju, nie ze
względu na to, co politycy sobą reprezentują, ale z powodu ulotności i błahości
dyskursów partyjnych.
Czy może Pan opowiedzieć nam o swoich
zainteresowaniach i pasjach pozaliterackich?
Pasjonuje mnie dydaktyka, uwielbiam
dzielić się z moimi studentami tym, co kocham i moją nie tak znów rozległą
wiedzą. Lubię również podróże, kino oraz muzykę: klasyczną, bossa novę, jazz i
blues.
Podobno wszystko jest poezją. Poeta może zamienić w wiersz
każde uczucie, każdą radość czy smutek, każdy przedmiot. Czym może być w
naszych czasach poezja? Jaka, Pana zdaniem, jest rola poety we współczesnym świecie?
Poezja jest wciąż
taka sama pomimo zmieniających się czasów. Człowiek, pomimo postępu technologicznego
i podróży w kosmos, pozostaje tym samym człowiekiem, maleńkim wobec
Wszechświata, z tymi samymi demonami, lękami i strachem, z tą samą potrzebą
wpatrywania się w nieskończoność. Przyroda dalej będzie siłą napędową, a
zarazem trudno dostępnym mitem w świecie korków, świateł na skrzyżowaniach i
wielkich autostrad. Poezja zawsze będzie w przyrodzie, w głębokich aktach życia
i śmierci. Rolą poezji jest przypominać nam, skąd przychodzimy, jaki jest nasz
cel jako istot duchowych. Ma przypominać nam, czym jesteśmy i jak bardzo kruchy
jest człowiek wobec czasu, nocy czy zimna. Poezja to łuczywo, które jarzy się
wśród światła i cieni.
Czy chce Pan napisać więcej powieści, czy woli trzymać
się tylko poezji?
Piszę to, co samo
chce się pisać przeze mnie. Jeśli jakiś bohater powieści zechce przemówić, z
przyjemnością go wysłucham i przeleję jego głos na papier. Nie należę do
pisarzy, którzy wyznaczają sobie plan pracy czy pisania, choć kiedy pojawi się
jakiś obraz lub zalążek motywu danej historii, wtedy, owszem, siadam i nie
odpoczywam, dopóki nie skończę. Preferuję poezję, czuję się jak ryba w wodzie,
gdy zanurzam się w wierszu, ale czasem także rezygnuję ze skrzeli na rzecz
płuc, aby móc wyjść z wody i wędrować ścieżkami prozy.
Jak postrzega Pan poezję polską i Polskę jako kraj?
Polska jest
ojczyzną wielu poetów i poetek, których twórczość ma niezwykłą wartość
literacką. Potwierdza to pięć literackich Nagród Nobla. Szczególnie cenię
Wisławę Szymborką, Czesława Miłosza, Halinę Poświatowską i wielu innych.
Postrzegam Polskę
jako kraj o niezwykłym poczuciu przynależności. Jego sytuacja historyczna
sprawiła, że zwraca się uwagę na wartość sztuki, literatury czy sportu. Sądzę,
że to wszystko, co umacnia narodowe poczucie wartości, powoduje, że Polska tak
ceni swoich pisarzy i jest to postawa godna naśladowania przez inne kraje.
I na zakończenie, jakie jest prawdopodobieństwo, że
Winston Morales Chavarro zdobędzie Nagrodę Nobla?
Śnili mi się Gabriel
García Márquez, Wisława Szymborska i Mario Vargas Llosa. Gabo nigdy nie
poznałem, ale przyśnił mi się. Najbardziej proroczy sen to ten o Szymborskiej,
w którym podawała mi konkretne daty. Nie wiem, co te sny mogą oznaczać, ale to
dość niezwykłe - trzy razy śnić o Nagrodzie Nobla. Przepowiedziała mi ją
również kiedyś kolumbijska poetka Matilde Espinosa. Sądzę, że to wszystko jest
w rękach Słodkiej Aniquirony, mojej twórczości oraz mocy przepowiedni Yhomy i
Oamy. Pozostawiam to im.
Dziękuję za rozmowę.
tłumaczenie:
Barbara Curzytek