lunes, 17 de junio de 2019

Rozmowa z Winstonem Moralesem Chavarro



Anna Czachorowska




Anna Czachorowska: Żyjemy w czasach mało sprzyjających poezji. W Polsce poezja jest mniej modna. Popularne są powieści  kryminalne czy biografie…  Jak wygląda to w Pana kraju, w Kolumbii, i jakie jest Pana zdanie na ten temat?


Winston Morales Chavarro: Myślę, że sytuacja jest równie trudna na całym świecie. Ponowoczesność nie jest szczęśliwą epoką dla poezji. W czasach, gdy żyjemy w pośpiechu, gdy dominuje hiperindywidualizm podniesiony do kwadratu, ludzie wolą ulec syreniemu śpiewowi kapitalizmu, nowych technologii i rynku. Przeglądać się w zwierciadle poprzez literaturę to zajęcie niezbyt atrakcyjne dla człowieka nowoczesnego, przede wszystkim dlatego, że człowiek nowoczesny nie chce zgłębiać samego siebie; panicznie boi się spojrzeć sobie w oczy i przyznać się do swych lęków czy wewnętrznych głosów. Te echa zostały uciszone poprzez odczłowieczenie naszej planety oraz społeczeństwa, ale sądzę, że czas znów zwrócić spojrzenie w inną stronę i odnaleźć nasze prawdziwe oblicze w głębokich wodach niewinności.


Czym jest dla Pana uprawianie literatury? Czy w Pańskiej literaturze jest jakiś centralny motyw? Czy wszystko, co Pan pisze, jest autobiograficzne? Czy pisanie jest silnie powiązane z tym, co Pan robi i czego doświadcza?



Uprawiać literaturę to rozumieć życie, a dokładniej mówiąc, moje własne. To moja jedyna możliwość bycia i poruszania się w świecie. Bez pisarstwa byłbym jak wygnaniec. Dzięki poezji zajmuję pewne miejsce w czasie i przestrzeni, ale nie są to takie same czas i przestrzeń jak u innych. Ja przebywam w Schuaimie i to daje mi świadomość przynależności do jakiegoś świata. Nie wiem, co byłoby z moim życiem, gdyby nie poezja. Literatura nie tylko nadaje mu sens, ale także daje kompetencje, by ów sens odszyfrować.


Jeśli chodzi o centralny motyw mojej twórczości, należy tu uściślić, że nigdy nie było zamierzonego motywu. To raczej ja jestem motywem Słodkiej Aniquirony. Sądzę nawet, że to ona stworzyła mnie; że to nie ona jest oniryczną kobietą, o której śniłem, ale to moją postać wyśniła ona, a wszystko to – ja i moja rzeczywistość – to oniryczny świat, który stworzyła ona na podstawie swych własnych wizji.
Moja poezja, w przeciwieństwie do mojej prozy, nie jest autobiograficzna. Płynie raczej spoza mnie, jakby była głosami innych postaci, jakby to one przez nią przemawiały. Głos liryczny prawie nigdy nie ma nic wspólnego ze mną, jest całkowicie autentyczny i autonomiczny, nigdy nie odpowiada wymaganiom ludzkim czy konkretnym rozważaniom. Moja twórczość wiąże się z moimi snami, ale też kilkoma innymi stałymi tematami, jak magia, ezoteryka czy okultyzm.



Wiliam Faulkner powiedział, że jego książki są jego dziećmi. Czy utożsamiłby się Pan z tym stwierdzeniem w odniesieniu do własnych utworów?




Utożsamiałem się z nim jeszcze zanim poznałem ten cytat Faulknera, choć sądzę także, że jednocześnie jestem też dzieckiem mojego dzieła. Być może dużą część tego, czym jestem jako podmiot i jako człowiek zawdzięczam perspektywie, jakiej przyjęcie umożliwiła mi poezja, ponieważ poezja jest nie tylko zajęciem, ale także sposobem poruszania się po świecie, akceptowania go i interpretowania niezliczonych sygnałów, jakie wysyła.


Kiedy zdał Pan sobie sprawę ze swych predyspozycji pisarskich i gdzie ukazały się Pana pierwsze publikacje?



Zdałem sobie z nich sprawę jako dziecko. W szkole podstawowej poczułem szczególną więź ze słowem, jego muzycznością, rytmem i akcentami. Nie było to podejście akademickie czy intelektualne, ale więź duchowa, ludzka, nawiązująca do przodków.
Mój pierwszy tomik wierszy powstał w 1990 r., kiedy spotkałem się ze Słodką Aniquironą, ale został wydany dopiero w roku 1998. Na początku była postać, a następnie motyw literacki. Aniquirona była wcześniejsza niż koncepcja książki; Schuaima i Alexander de Brucco ujawnili się jako miejsce i jako historia na wiele lat przed powstaniem wierszy. Po Słodkiej Aniquironie niemal równolegle powstały De regreso a Schuaima (Powrót do Schuaimy) i Memorias de Alexander de Brucco (Wspomnienia Alexandra de Brucco). Powrót… został wydany w 2001 r., a Wspomnienia… w 2002. Następnie moja pierwsza powieść i pozostałe tomiki wierszy.







Czy doświadczenia wpłynęły na Pana ogólne podejście do tematyki  Pana poezji?



Przede wszystkim ukazanie się postaci Słodkiej Aniquirony. Natomiast tacy poeci jak William Blake, Gerard de Nerval, Antonin Artaud czy William Butler Yeats wpłynęli na moje zainteresowanie mistycyzmem, magią i teurgią. Fascynowała mnie relacja tych poetów z metafizyką i tym, co ukryte.




Jacy inni poeci wpłynęli na Pana twórczość i na życie w ogóle? Czy byli wśród nich poeci europejscy?



Wychowałem się na twórczości przedromantycznych poetów niemieckich, romantyków niemieckich i francuskich oraz symbolistów francuskich, poetów przeklętych. Ale dużo wcześniej fascynował mnie Joseph Conrad. Następnie poznałem dzieła Wisławy Szymborskiej, Oskara Miłosza, Seamusa Heaney. Muszę podkreślić, że zawsze czytałem dużo prozy, szczególnie rosyjskiej, niemieckiej, włoskiej i francuskiej.




Ojcem i matką wiersza jest natchnienie. Czy u Pana to właśnie natchnienie jest impulsem do zapisania myśli? Jak powstaje Pańska poezja? Ma Pan jakiś ogólny pomysł, zaczyna od wersu czy kilku, czy też od jakiegoś obrazu?



Wierzę w białą boginię i zupełnie nie zwracam uwagi na pisarzy niedoceniających wielu głosów, jakie zbiegają się w twórczości. Nigdy nie piszę na siłę, czekam cierpliwie, aż ukaże się jakiś głos, obraz czy echo i przemówią poprzez swą akustykę sponad czasu i przestrzeni. Moja poezja przemawia przeze mnie, ale sądzę, że pochodzi z ech pradawnych czasów. Tak jakby ktoś lub coś potrzebowało, by jego głos, uciszony czy stłumiony przez zapomnienie czy niepamięć, mógł znów się wznieść.
W większości przypadków źródłem obrazu jest moja wewnętrzna istota albo ja jako człowiek, który obserwuje manifestujący się wokół niego świat.







Bardzo ważnym etapem nauki dla początkującego poety jest umiejętność krytycznego czytania własnych utworów. Czego Pana zdaniem młody poeta powinien nauczyć się przede wszystkim?



Czytać, czytać i jeszcze raz czytać. Obserwować i słuchać. Młody poeta powinien wiedzieć, że wszystko jest kwestią spojrzenia; że to sposób patrzenia decyduje o tym, że jest poetą oraz o jego wyjątkowości. To spojrzenie i wyjątkowość odróżniają go od innych. Istnieje wielu poetów, którzy doskonale znają gramatykę i prowadzą wirtuozerskie gry językowe, ale są pozbawieni pewnej własnej wizji, właściwego im głosu, którym wyróżnialiby się, jeśli chodzi o postawę filozoficzną czy poetycką. Poezja nie jest drogą jednogłośności, mód czy tendencji. Poeta to ktoś w rodzaju Prometeusza, który skradł ogień bogom i daje go ludziom. Poeta niesie ten ogień w rękach i przekazuje go śmiertelnikom poprzez swe natchnienie i głos.









Jakie są Pańskie plany na przyszłe projekty literackie? Nad czym Pan teraz pracuje?



Moim obowiązkiem i moją misją jest zadbać o to, by Słodka Aniqurona przemawiała do ludzi i ukazywała swój świat. Chciałbym, aby dzięki niej poznano Schuaimę, dowiedziano się o istnieniu magów o imionach Yhoma i Oama, owoców zwanych ovellones, Alexandra de Brucco i rzek Rogitamy i Calixto. Niech ten cały ten świat zostanie przełożony nie tylko na polski czy francuski, ale też szwedzki, rosyjski czy bengalski. Bardziej niż dla siebie chcę to zrobić dla Aniquirony; ona powierzyła mi to zadanie tak jak Matka Boska z Guadelupe Juanowi Diego.








Czy jest Pan członkiem organizacji pisarskich?



Zawsze byłem samotnikiem, poetą-wygnańcem w odniesieniu do kręgów poetyckich czy literackich. Ja przynależę do Schuaimy, miejsca, w którym są dwa księżyce (jeden przybywający, a drugi ubywający) i przynależność do tego świata to warunek konieczny mojego pisarstwa. Nie liczy się dla mnie nic więcej. Przestałem nawet opowiadać się za stronami politycznymi w moim kraju, nie ze względu na to, co politycy sobą reprezentują, ale z powodu ulotności i błahości dyskursów partyjnych.



Czy może Pan opowiedzieć nam o swoich zainteresowaniach i pasjach pozaliterackich?




Pasjonuje mnie dydaktyka, uwielbiam dzielić się z moimi studentami tym, co kocham i moją nie tak znów rozległą wiedzą. Lubię również podróże, kino oraz muzykę: klasyczną, bossa novę, jazz i blues.





Podobno wszystko jest poezją. Poeta może zamienić w wiersz każde uczucie, każdą radość czy smutek, każdy przedmiot. Czym może być w naszych czasach poezja? Jaka, Pana zdaniem, jest rola poety  we współczesnym świecie?



Poezja jest wciąż taka sama pomimo zmieniających się czasów. Człowiek, pomimo postępu technologicznego i podróży w kosmos, pozostaje tym samym człowiekiem, maleńkim wobec Wszechświata, z tymi samymi demonami, lękami i strachem, z tą samą potrzebą wpatrywania się w nieskończoność. Przyroda dalej będzie siłą napędową, a zarazem trudno dostępnym mitem w świecie korków, świateł na skrzyżowaniach i wielkich autostrad. Poezja zawsze będzie w przyrodzie, w głębokich aktach życia i śmierci. Rolą poezji jest przypominać nam, skąd przychodzimy, jaki jest nasz cel jako istot duchowych. Ma przypominać nam, czym jesteśmy i jak bardzo kruchy jest człowiek wobec czasu, nocy czy zimna. Poezja to łuczywo, które jarzy się wśród światła i cieni.




Czy chce Pan napisać więcej powieści, czy woli trzymać się tylko poezji?



Piszę to, co samo chce się pisać przeze mnie. Jeśli jakiś bohater powieści zechce przemówić, z przyjemnością go wysłucham i przeleję jego głos na papier. Nie należę do pisarzy, którzy wyznaczają sobie plan pracy czy pisania, choć kiedy pojawi się jakiś obraz lub zalążek motywu danej historii, wtedy, owszem, siadam i nie odpoczywam, dopóki nie skończę. Preferuję poezję, czuję się jak ryba w wodzie, gdy zanurzam się w wierszu, ale czasem także rezygnuję ze skrzeli na rzecz płuc, aby móc wyjść z wody i wędrować ścieżkami prozy.




Jak postrzega Pan poezję polską i Polskę jako kraj?



Polska jest ojczyzną wielu poetów i poetek, których twórczość ma niezwykłą wartość literacką. Potwierdza to pięć literackich Nagród Nobla. Szczególnie cenię Wisławę Szymborką, Czesława Miłosza, Halinę Poświatowską i wielu innych.
Postrzegam Polskę jako kraj o niezwykłym poczuciu przynależności. Jego sytuacja historyczna sprawiła, że zwraca się uwagę na wartość sztuki, literatury czy sportu. Sądzę, że to wszystko, co umacnia narodowe poczucie wartości, powoduje, że Polska tak ceni swoich pisarzy i jest to postawa godna naśladowania przez inne kraje.



I na zakończenie, jakie jest prawdopodobieństwo, że Winston Morales Chavarro zdobędzie Nagrodę Nobla?



Śnili mi się Gabriel García Márquez, Wisława Szymborska i Mario Vargas Llosa. Gabo nigdy nie poznałem, ale przyśnił mi się. Najbardziej proroczy sen to ten o Szymborskiej, w którym podawała mi konkretne daty. Nie wiem, co te sny mogą oznaczać, ale to dość niezwykłe - trzy razy śnić o Nagrodzie Nobla. Przepowiedziała mi ją również kiedyś kolumbijska poetka Matilde Espinosa. Sądzę, że to wszystko jest w rękach Słodkiej Aniquirony, mojej twórczości oraz mocy przepowiedni Yhomy i Oamy. Pozostawiam to im.


Dziękuję za rozmowę.

tłumaczenie: Barbara Curzytek