domingo, 30 de junio de 2019
lunes, 17 de junio de 2019
Rozmowa z Winstonem Moralesem Chavarro
Anna Czachorowska
Anna Czachorowska: Żyjemy w czasach mało sprzyjających
poezji. W Polsce poezja jest mniej modna. Popularne są powieści kryminalne czy biografie… Jak wygląda to w Pana kraju, w Kolumbii, i
jakie jest Pana zdanie na ten temat?
Winston Morales
Chavarro: Myślę, że sytuacja jest równie trudna na całym świecie.
Ponowoczesność nie jest szczęśliwą epoką dla poezji. W czasach, gdy żyjemy w
pośpiechu, gdy dominuje hiperindywidualizm podniesiony do kwadratu, ludzie wolą
ulec syreniemu śpiewowi kapitalizmu, nowych technologii i rynku. Przeglądać się
w zwierciadle poprzez literaturę to zajęcie niezbyt atrakcyjne dla człowieka
nowoczesnego, przede wszystkim dlatego, że człowiek nowoczesny nie chce
zgłębiać samego siebie; panicznie boi się spojrzeć sobie w oczy i przyznać się
do swych lęków czy wewnętrznych głosów. Te echa zostały uciszone poprzez
odczłowieczenie naszej planety oraz społeczeństwa, ale sądzę, że czas znów
zwrócić spojrzenie w inną stronę i odnaleźć nasze prawdziwe oblicze w głębokich
wodach niewinności.
Czym jest dla Pana uprawianie literatury? Czy w
Pańskiej literaturze jest jakiś centralny motyw? Czy wszystko, co Pan pisze,
jest autobiograficzne? Czy pisanie jest silnie powiązane z tym, co Pan robi i
czego doświadcza?
Uprawiać
literaturę to rozumieć życie, a dokładniej mówiąc, moje własne. To moja jedyna
możliwość bycia i poruszania się w świecie. Bez pisarstwa byłbym jak wygnaniec.
Dzięki poezji zajmuję pewne miejsce w czasie i przestrzeni, ale nie są to takie
same czas i przestrzeń jak u innych. Ja przebywam w Schuaimie i to daje mi
świadomość przynależności do jakiegoś świata. Nie wiem, co byłoby z moim
życiem, gdyby nie poezja. Literatura nie tylko nadaje mu sens, ale także daje
kompetencje, by ów sens odszyfrować.
Jeśli chodzi o centralny motyw mojej
twórczości, należy tu uściślić, że nigdy nie było zamierzonego motywu. To
raczej ja jestem motywem Słodkiej Aniquirony. Sądzę nawet, że to ona stworzyła
mnie; że to nie ona jest oniryczną kobietą, o której śniłem, ale to moją postać
wyśniła ona, a wszystko to – ja i moja rzeczywistość – to oniryczny świat,
który stworzyła ona na podstawie swych własnych wizji.
Moja poezja, w przeciwieństwie do
mojej prozy, nie jest autobiograficzna. Płynie raczej spoza mnie, jakby była
głosami innych postaci, jakby to one przez nią przemawiały. Głos liryczny
prawie nigdy nie ma nic wspólnego ze mną, jest całkowicie autentyczny i
autonomiczny, nigdy nie odpowiada wymaganiom ludzkim czy konkretnym
rozważaniom. Moja twórczość wiąże się z moimi snami, ale też kilkoma innymi
stałymi tematami, jak magia, ezoteryka czy okultyzm.
Wiliam Faulkner powiedział, że jego książki są jego
dziećmi. Czy utożsamiłby się Pan z tym stwierdzeniem w odniesieniu do własnych
utworów?
Utożsamiałem się z
nim jeszcze zanim poznałem ten cytat Faulknera, choć sądzę także, że
jednocześnie jestem też dzieckiem mojego dzieła. Być może dużą część tego, czym
jestem jako podmiot i jako człowiek zawdzięczam perspektywie, jakiej przyjęcie
umożliwiła mi poezja, ponieważ poezja jest nie tylko zajęciem, ale także
sposobem poruszania się po świecie, akceptowania go i interpretowania niezliczonych
sygnałów, jakie wysyła.
Kiedy zdał Pan sobie sprawę ze swych predyspozycji pisarskich
i gdzie ukazały się Pana pierwsze publikacje?
Zdałem sobie z
nich sprawę jako dziecko. W szkole podstawowej poczułem szczególną więź ze słowem,
jego muzycznością, rytmem i akcentami. Nie było to podejście akademickie czy
intelektualne, ale więź duchowa, ludzka, nawiązująca do przodków.
Mój pierwszy tomik
wierszy powstał w 1990 r., kiedy spotkałem się ze Słodką Aniquironą, ale został
wydany dopiero w roku 1998. Na początku była postać, a następnie motyw
literacki. Aniquirona była wcześniejsza niż koncepcja książki; Schuaima i
Alexander de Brucco ujawnili się jako miejsce i jako historia na wiele lat
przed powstaniem wierszy. Po Słodkiej
Aniquironie niemal równolegle powstały De
regreso a Schuaima (Powrót do
Schuaimy) i Memorias de Alexander de
Brucco (Wspomnienia Alexandra de
Brucco). Powrót… został wydany w
2001 r., a Wspomnienia… w 2002.
Następnie moja pierwsza powieść i pozostałe tomiki wierszy.
Czy doświadczenia wpłynęły na Pana ogólne podejście do
tematyki Pana poezji?
Przede wszystkim
ukazanie się postaci Słodkiej Aniquirony. Natomiast tacy poeci jak William
Blake, Gerard de Nerval, Antonin Artaud czy William Butler Yeats wpłynęli na moje
zainteresowanie mistycyzmem, magią i teurgią. Fascynowała mnie relacja tych
poetów z metafizyką i tym, co ukryte.
Jacy inni poeci wpłynęli na Pana twórczość i na życie
w ogóle? Czy byli wśród nich poeci europejscy?
Wychowałem się na
twórczości przedromantycznych poetów niemieckich, romantyków niemieckich i
francuskich oraz symbolistów francuskich, poetów przeklętych. Ale dużo
wcześniej fascynował mnie Joseph Conrad. Następnie poznałem dzieła Wisławy
Szymborskiej, Oskara Miłosza, Seamusa Heaney. Muszę podkreślić, że zawsze
czytałem dużo prozy, szczególnie rosyjskiej, niemieckiej, włoskiej i
francuskiej.
Ojcem i matką wiersza jest natchnienie. Czy u Pana to
właśnie natchnienie jest impulsem do zapisania myśli? Jak powstaje Pańska
poezja? Ma Pan jakiś ogólny pomysł, zaczyna od wersu czy kilku, czy też od
jakiegoś obrazu?
Wierzę w białą
boginię i zupełnie nie zwracam uwagi na pisarzy niedoceniających wielu głosów, jakie
zbiegają się w twórczości. Nigdy nie piszę na siłę, czekam cierpliwie, aż ukaże
się jakiś głos, obraz czy echo i przemówią poprzez swą akustykę sponad czasu i
przestrzeni. Moja poezja przemawia przeze mnie, ale sądzę, że pochodzi z ech
pradawnych czasów. Tak jakby ktoś lub coś potrzebowało, by jego głos, uciszony czy
stłumiony przez zapomnienie czy niepamięć, mógł znów się wznieść.
W większości
przypadków źródłem obrazu jest moja wewnętrzna istota albo ja jako człowiek,
który obserwuje manifestujący się wokół niego świat.
Bardzo ważnym etapem nauki dla początkującego poety
jest umiejętność krytycznego czytania własnych utworów. Czego Pana zdaniem
młody poeta powinien nauczyć się przede wszystkim?
Czytać, czytać i
jeszcze raz czytać. Obserwować i słuchać. Młody poeta powinien wiedzieć, że wszystko
jest kwestią spojrzenia; że to sposób patrzenia decyduje o tym, że jest poetą oraz
o jego wyjątkowości. To spojrzenie i wyjątkowość odróżniają go od innych. Istnieje
wielu poetów, którzy doskonale znają gramatykę i prowadzą wirtuozerskie gry
językowe, ale są pozbawieni pewnej własnej wizji, właściwego im głosu, którym
wyróżnialiby się, jeśli chodzi o postawę filozoficzną czy poetycką. Poezja nie
jest drogą jednogłośności, mód czy tendencji. Poeta to ktoś w rodzaju
Prometeusza, który skradł ogień bogom i daje go ludziom. Poeta niesie ten ogień
w rękach i przekazuje go śmiertelnikom poprzez swe natchnienie i głos.
Jakie są Pańskie plany na przyszłe projekty
literackie? Nad czym Pan teraz pracuje?
Moim obowiązkiem i moją misją jest
zadbać o to, by Słodka Aniqurona przemawiała do ludzi i ukazywała swój świat.
Chciałbym, aby dzięki niej poznano Schuaimę, dowiedziano się o istnieniu magów
o imionach Yhoma i Oama, owoców zwanych ovellones,
Alexandra de Brucco i rzek Rogitamy i Calixto. Niech ten cały ten świat
zostanie przełożony nie tylko na polski czy francuski, ale też szwedzki,
rosyjski czy bengalski. Bardziej niż dla siebie chcę to zrobić dla Aniquirony;
ona powierzyła mi to zadanie tak jak Matka Boska z Guadelupe Juanowi Diego.
Czy jest Pan członkiem organizacji pisarskich?
Zawsze byłem
samotnikiem, poetą-wygnańcem w odniesieniu do kręgów poetyckich czy
literackich. Ja przynależę do Schuaimy, miejsca, w którym są dwa księżyce
(jeden przybywający, a drugi ubywający) i przynależność do tego świata to
warunek konieczny mojego pisarstwa. Nie liczy się dla mnie nic więcej.
Przestałem nawet opowiadać się za stronami politycznymi w moim kraju, nie ze
względu na to, co politycy sobą reprezentują, ale z powodu ulotności i błahości
dyskursów partyjnych.
Czy może Pan opowiedzieć nam o swoich
zainteresowaniach i pasjach pozaliterackich?
Pasjonuje mnie dydaktyka, uwielbiam
dzielić się z moimi studentami tym, co kocham i moją nie tak znów rozległą
wiedzą. Lubię również podróże, kino oraz muzykę: klasyczną, bossa novę, jazz i
blues.
Podobno wszystko jest poezją. Poeta może zamienić w wiersz
każde uczucie, każdą radość czy smutek, każdy przedmiot. Czym może być w
naszych czasach poezja? Jaka, Pana zdaniem, jest rola poety we współczesnym świecie?
Poezja jest wciąż
taka sama pomimo zmieniających się czasów. Człowiek, pomimo postępu technologicznego
i podróży w kosmos, pozostaje tym samym człowiekiem, maleńkim wobec
Wszechświata, z tymi samymi demonami, lękami i strachem, z tą samą potrzebą
wpatrywania się w nieskończoność. Przyroda dalej będzie siłą napędową, a
zarazem trudno dostępnym mitem w świecie korków, świateł na skrzyżowaniach i
wielkich autostrad. Poezja zawsze będzie w przyrodzie, w głębokich aktach życia
i śmierci. Rolą poezji jest przypominać nam, skąd przychodzimy, jaki jest nasz
cel jako istot duchowych. Ma przypominać nam, czym jesteśmy i jak bardzo kruchy
jest człowiek wobec czasu, nocy czy zimna. Poezja to łuczywo, które jarzy się
wśród światła i cieni.
Czy chce Pan napisać więcej powieści, czy woli trzymać
się tylko poezji?
Piszę to, co samo
chce się pisać przeze mnie. Jeśli jakiś bohater powieści zechce przemówić, z
przyjemnością go wysłucham i przeleję jego głos na papier. Nie należę do
pisarzy, którzy wyznaczają sobie plan pracy czy pisania, choć kiedy pojawi się
jakiś obraz lub zalążek motywu danej historii, wtedy, owszem, siadam i nie
odpoczywam, dopóki nie skończę. Preferuję poezję, czuję się jak ryba w wodzie,
gdy zanurzam się w wierszu, ale czasem także rezygnuję ze skrzeli na rzecz
płuc, aby móc wyjść z wody i wędrować ścieżkami prozy.
Jak postrzega Pan poezję polską i Polskę jako kraj?
Polska jest
ojczyzną wielu poetów i poetek, których twórczość ma niezwykłą wartość
literacką. Potwierdza to pięć literackich Nagród Nobla. Szczególnie cenię
Wisławę Szymborką, Czesława Miłosza, Halinę Poświatowską i wielu innych.
Postrzegam Polskę
jako kraj o niezwykłym poczuciu przynależności. Jego sytuacja historyczna
sprawiła, że zwraca się uwagę na wartość sztuki, literatury czy sportu. Sądzę,
że to wszystko, co umacnia narodowe poczucie wartości, powoduje, że Polska tak
ceni swoich pisarzy i jest to postawa godna naśladowania przez inne kraje.
I na zakończenie, jakie jest prawdopodobieństwo, że
Winston Morales Chavarro zdobędzie Nagrodę Nobla?
Śnili mi się Gabriel
García Márquez, Wisława Szymborska i Mario Vargas Llosa. Gabo nigdy nie
poznałem, ale przyśnił mi się. Najbardziej proroczy sen to ten o Szymborskiej,
w którym podawała mi konkretne daty. Nie wiem, co te sny mogą oznaczać, ale to
dość niezwykłe - trzy razy śnić o Nagrodzie Nobla. Przepowiedziała mi ją
również kiedyś kolumbijska poetka Matilde Espinosa. Sądzę, że to wszystko jest
w rękach Słodkiej Aniquirony, mojej twórczości oraz mocy przepowiedni Yhomy i
Oamy. Pozostawiam to im.
Dziękuję za rozmowę.
tłumaczenie:
Barbara Curzytek
domingo, 16 de junio de 2019
sábado, 15 de junio de 2019
Winston Morales Chavarro: poezja i mit. Słodka Aniquirona i Powrót do Schuaimy
Barbara Curzytek
Winston Morales Chavarro (ur 1969,
Neiva, Kolumbia) jest poetą uniwersalnym. Przede wszystkim ze względu na temat
przewijający się przez całość jego poezji: odwieczne, filozoficzne i
ezoteryczne dociekanie natury rzeczy, rzeczywistości, świata czy też różnych
światów i ich możliwych wymiarów; wytrwałe poszukiwanie pewnej nienamacalnej
wiedzy, która wykracza poza rzeczywistość materialną czy też jest niemożliwa do
uchwycenia bez przekroczenia granic tejże rzeczywistości. To właśnie główna oś
tematyczna pierwszego tomu Winstona Moralesa, poematu La Dulce Aniquirona (1998) której polski przekład (Słodka Aniquirona, w tłumaczeniu Barbary
Stawickiej-Pireckiej) recenzuje Czesław Sobkowiak w poprzednim numerze (3-4 / 2018)
Pro Libris. W tym numerze publikujemy
nasze przekłady czterech pierwszych utworów z tomu Winstona Moralesa De regreso a Schuaima (Powrót do Schuaimy), który stanowi
kontynuację Słodkiej Aniquirony i
zgłębiane są w nim tajemnice Schuaimy, krainy wyśnionej przez poetę.
Owe próby objaśniania świata i
zrozumienia jego zjawisk stanowią pierwotny cel poezji, bliski pisarzom
latynoamerykańskim, żyjącym w kulturach synkretycznych, gdzie światopoglądy indiańskie
i afrykańskie nieustannie stykają się z europejskim. Pamiętać należy, że w
początkach swego istnienia, także w Europie, zarówno poezja, jak i inne formy
wyrazu artystycznego, takie jak muzyka, taniec czy teatr, była ściśle powiązana
z religią, magią i rytuałem – sposobami postrzegania świata, których
nieodłącznym elementem jest ścisły związek człowieka z naturą. Oznacza to, że
nie pełniła jedynie funkcji estetycznej czy też indywidualnej ekspresji sama w
sobie, ale służyła potrzebom religii czy rytuału. Była zatem jedną z form
objaśniania świata, równorzędną z mitem czy magią, jak wskazywał filozof
niemiecki Ernst Cassirer w swym Eseju o
człowieku. Cassirer cytuje badacza literatury anglosaskiej Fredericka
Clarke Prescotta, który w 1922 r. zauważył w swym dziele Poetry and Myth (Poezja i mit)
silny związek właśnie pomiędzy poezją i mitem. Pisał, że dawny mit stanowi
„masę”, z której stopniowo wyłaniała się nowoczesna poezja poprzez proces,
który ewolucjoniści nazywają dyferencjacją. Wg Prescotta umysł
mitopoezjotwórczy stanowi prototyp, a umysł poety jest mitopoezjotwórczy w swej
istocie. „Mitopoezjotwórczy”, oznacza „tworzący mity”, a zatem poezja objaśnia
poprzez mit.
Jak napisał meksykański poeta
i noblista Octavio Paz w jednym z esejów ze zbioru El arco y la lira (Łuk i
lira): „[...] rytuał i mit są rzeczywistościami nierozłącznymi. W każdej
opowieści mitologicznej odnaleźć można obecność rytuału, gdyż opowieść nie jest
niczym innym jak tylko przełożeniem na słowa rytualnej ceremonii: mit opowiada
lub opisuje rytuał” (tłumaczenie – BC). Paz wpisuje się w ten sposób w teorię
mitu łączącą go z rytuałem, której prekursorem był dziewiętnastowieczny
biblista i arabista William Robertson Smith. A
zatem zarówno myśliciele europejscy jak i latynoamerykańscy zauważają ścisły
związek mitu, a co za tym idzie, poezji, ze światopoglądami magicznym i
mitycznym, właściwym kulturom indiańskim i afrykańskim. Ten sposób postrzegania
świata, jak wskazywał Cassirer za antropologiem Lévy-Bruhlem, charakteryzuje
się wizją całościową, zgodnie z którą wszystkie elementy świata są ściśle ze
sobą powiązane, co jest jednoznaczne z nierozerwalną więzią człowieka z naturą,
a pojąć świat można tylko postrzegając go jako całość. Stanowi to opozycję do
zachodniego światopoglądu naukowego, który charakteryzuje się wizją analityczną
i postrzega rzeczywistość, dzieląc ją na części, co w dzisiejszych czasach
prowadzi do nadmiernej nieraz fragmentacji. Stąd też właśnie „skupienie” i
estetyzacja poezji zachodniej.
O tym wszystkim zdaje się
zapominać Czesław Sobkowiak, nazywając apoteozę natury u Winstona Moralesa
„naiwną”. Pominiemy już kwestię, że dziwi nieco fakt, iż polonista nie
rozpoznaje (?) poematu, nazywając jego części „jakby podrozdziałami” (być może
oto właśnie objaw światopoglądu analitycznego). Autor recenzji Słodkiej Aniquirony, także poeta, zdaje
się popadać w wyższość światopoglądu europejskiego i „ostrego zaznaczania
granic rzeczy” do tego stopnia, że zapomina o pierwotnej funkcji poezji –
funkcji objaśniania świata i natury rzeczy. Tymczasem poeci latynoamerykańscy
nadal postrzegają (w przypadku twórców identyfikujących się z kulturami
afrykańskimi i indiańskimi) świat jako całość w swej złożoności i zwracają
uwagę na nierozerwalny związek człowieka z naturą lub też powracają do tej
wizji w czasach nadmiernej eksploatacji przyrody i oderwania się od niej, do
czego przyczyniła się analityczna wizja świata. Sądzimy, że wyraźnie widoczne w
recenzji Słodkiej Aniquirony utwierdzanie
się w wyższości kultury i poezji europejskiej, które zdaje się także ignorować
silnie zakorzenioną już w badaniach humanistycznych krytykę postkolonialną,
jest nieuzasadnione, gdyż światopogląd mityczny charakteryzował także kultury
europejskie w początkach ich istnienia, a zatem, przyglądając mu się, Zachód
może nauczyć się wiele także o swoich własnych korzeniach.
Wśród wersów poezji Winstona
Moralesa stale trzepoczą niebieskie ptaki: symboliczni pośrednicy pomiędzy
ziemią a niebem, zamieszkujący oba te wymiary czy też żywioły jednocześnie,
przypominający o nieodłączności świata materialnego od duchowego. Trzepoczą tak
jak ptaki zwane tijeretas[1] w dawnym micie indiańskiego ludu U’wa,
którego echa wydają się podświadomie pobrzmiewać w krainie zwanej Schuaima.
Jest to wymiar wyśniony przez kolumbijskiego poetę i zamieszkiwany przez
oniryczne istoty: postać kobiecą o imieniu Aniquirona, „kobietę świetlistych
królestw” (Słodka Aniquirona, część
XVI) oraz maga i szamana noszącego imię Yhoma, który pojawia się w Powrocie do Schuaimy. Schuaima
konstruowana jest w sposób podobny do tego, w jaki opisywane są poszczególne
rejony geograficzne w micie ludu U’wa El
vuelo de las tijeretas (Lot tijeretas), w którym każda nazwa własna
odwołuje się nie tylko do nazwy części terytorium, ale także do imienia
zamieszkującego ją bóstwa. „Schuaima to
naród / Wszyscy co z niego odeszli / do niego powrócili” (Słodka Aniquirona, część XXII). Winston
Morales wyśnił Schuaimę i Aniquironę, nie znając opisanego wyżej mitu; być może
to podświadome echa jakiejś odległej szamańskiej przeszłości lub też po prostu
przejaw uniwersalności mitu i poetyckiego umysłu.
Apoteoza
Aniquirony jako kobiety ma konkretny cel: nie chodzi o to, by tylko „wzniośle
istnienie tej kobiety wyrazić. Zarazem ją zdobyć”. Aniquirona jawi się jako
przewodniczka duchowa, źródło światła, a zatem i poznania, języka, słowa
poetyckiego, całego aktu tworzenia, poezji w ogóle, a zatem również zrozumienia
nienamacalnej wiedzy, której źródło kryje się w naturze. Morales godzi się
zresztą z tym, że ta wiedza będzie fragmentaryczna (a „zdobycie” Aniquirony
jest niemożliwe), gdyż ujrzenie pełni światła, równoznaczne z odwróceniem się
do ognia w jaskini Platona, będzie możliwe tylko po całkowitym przekroczeniu
Rogitamy, jednej z rzek Schuaimy, będącej, jak Styks, rzeką zarówno
zapomnienia, jak i odrodzenia. O to właśnie chodzi w cytowanej przez Czesława
Sobkowiaka tradycji poezji mistycznej, w której całkowite połączenie z bóstwem
możliwe będzie dopiero po śmierci („Śmierć […] to nic innego / Jak tylko
nadmiar światła”[2], stwierdza głos liryczny wiersza XVIII z
tomu Powrót do Schuaimy).
[1] Ptaki z gatunku tyrannus savana
(tyran widłosterny).
[2] Oryg.: “La muerte [...] no es otra
cosa / Que exceso de luz”.
W utworach tego tomu
opisane są poszczególne elementy natury, krajobrazu onirycznej krainy,
spełniające jednocześnie głęboką funkcję filozoficzną – sugerującą sens rzeczy.
Dla Winstona
Moralesa natura jest źródłem hierofanii, by przywołać pojęcie
stosowane przez rumuńskiego
historyka religii Mirceę Eliade. Dla Eliade jest to
objawienie bóstwa, wyjawiające pewną wiedzę o
świecie. Możliwe jest ono tylko
wówczas, gdy człowiek, człowiek-poeta, ma oczy i uszy szeroko
otwarte na
sygnały płynące z natury; otaczającego go świata. Poezja jawi się zatem w swej
pierwotnej funkcji: jako próba
odpowiedzenia na pytanie zadawane przez Moralesa -
„cóż kryją przeciwległe brzegi”? W ujęciu Eliade mit jest historią objaśniającą
stworzenie przez bogów jakiegoś zjawiska, które nadal istnieje. Pozwala on
zatem ponownie połączyć się z boskością; powrócić do illo tempore, w którym wydarzyła się historia. Jak wskazuje
współczesny brytyjski teoretyk mitu Robert A. Segal, mit potrafi zatem rzeczy,
których nie potrafi nauka: podczas gdy nauka jedynie objaśnia, mit powiązany
jest z odrodzeniem (się) - tak jak w rzece Rogitama... Mit i poezja pozwalają więc,
jak pisze Morales w pierwszej części Słodkiej
Aniquirony, „wznieść się do źródeł języka”. Podczas gdy w świecie zachodnim
pierwotna funkcja poezji uległa zapomnieniu, poeci latynoamerykańscy wciąż są
świadomi jej korzeni.
I
Wiatr
W tej krainie
wiatr jest szmaragdowy
ten powiew to
głos wierzb
świergot jak
podróż statkiem
którego srebrne
ryby
pływają po
oceanie bąków i drzew yarumo.
Gdy wiatr tej
Krainy śpiewa,
podnoszą się
cienie,
turkawki mówią o
deszczu
a człowiek zamacza
w słowach
chleb na nowe
wino.
Schuaima
Kraina, gdzie
wiatr tańczy wokół cyprysu,
unosząc poły
liści.
Co niesie na
ustach powiew?
Jakie są jego
nagie słowa?
Co śpiewa
wschodni wiatr,
gdy kręci jak
prządka
kolejny mały
potop,
a dzieci skaczą
jak zboże,
kobiety tryskają
jak woda z dzbana,
duchy odziewają
się w deszcz,
a ziemia obnaża
szczelinę drzewa,
by na nowo wyrósł
powiew
i ponownie
rozkwitł owoc?
II
Kamienie
Kamienie w tej
Krainie
przypominają
perły
czy też gniazda
prehistorycznych ptaków.
Tu słowa pachną
wiatrem
a cisza przybiera
kształt skały.
W głazach tej
podniosłej Krainy
zaklęty jest duch
deszczu,
śpiew szczygłów,
barwa drzew i puszcz.
Kamienie
Schuaimy:
nagie góry
samotne pagórki
białe skały, co
pikują jak gołębie
w stronę
zielonego nieba ziemi.
Tu dłoń moja
pozdrawia
krainę złożoną z głazów
wonne skały,
skały jednolite, szare kamienie na połów
wielkie i
łuskowate głazy
Wszystkie!
Kamienie
Schuaimy,
Za mądrość was kocham,
nie za twardość.
III
Ptaki
W Schuaimie są
ptaki
jak świerki w
Chinach
czy wschodni
mistycy na brzegach Nilu.
Ptaki przyodziane
w światło:
piegże, statki, słowiki,
żaglowce,
szlaki morskie, wężowiska,
ptaki o niebieskich nogach.
Ptaki tej Krainy
znają fiołki
parmeńskie, bąki ze wschodu,
roślinność znad
Missisipi,
światy możliwe
dla szelestu ich deszczowych skrzydeł,
te ptaki jak
chmary pszenicy i koronkowych liści
wznoszą swój lot
ponad lasy
balsamicznych mirtów.
Oto właśnie
wędrowcy nagiego
morza,
ptaki, o których
śnić będzie Słodka Aniquirona
w swej pieśni na
pamięć lasu.
Ptaki Schuaimy,
uskrzydlone
światłem i wiciokrzewem,
powiedzcie:
cóż kryją
przeciwległe brzegi?
IV
Rzeki
Jak wulkan w swej
pieśni ognia,
jak pagórek
pokryty czerwonym śniegiem,
taka jest
Schuaima zapełniona rzekami.
Rzekami, co płyną
po równinach
jak nagie
dziewczęta
z wodnymi
warkoczami w ustach.
Największa rzeka
Schuaimy
nazywa się
Calixto.
Księżyc w pełni
patrzy, jak
spływa uśpiona
po kamieniach i kwiatach
dzwonków w dolinie.
Przywołuje ją
piana swym białym śmiechem:
Calixto, Calixto!
Unosi się rzeka
na swych wodnych piórach
bo wiatr całuje
jej śmierć
i pomruk
dromadera.
Tam właśnie
na morzu rzek
unosi się Schuaima,
niezliczone
wulkany szepczą o wodzie:
Paris jako
jezioro,
Rogitama jak
strumyk ryb,
Calixto i jej
srebrne oblicza,
co wypłakują swe
oczy
w dzbany rybaków.
Jak zwierciadło o
ludzkiej twarzy,
jak myśliciel
Rodina nad wodą,
rozciąga się
Schuaima zapełniona rzekami.
Tam umierający
idą
pozostawić swe
wspomnienia i oblicza.
Oto sarkofag
zapomnienia,
rzeka, gdzie
pamięć spływa
pomiędzy
wzgórzami marzeń,
a człowiek
zasypia,
podczas gdy woda
zamyka mu powieki.
tłumaczenie:
Barbara Curzytek
Suscribirse a:
Entradas (Atom)